Mieszkam nad morzem od urodzenia i nie lubiłam nigdy świeżych ryb (czytaj: smażonych fląder). Powoli to się zmienia, odkąd zrozumiałam, że można ryby, najlepiej łososia, piec w piekarniku. Odkryta przypadkiem ryba lepsza niż łosoś – potwierdza zasadę, cudze chwalicie, swego nie znacie. Jeśli czytasz to i masz dostęp do świeżych ryb z Bałtyku, to uważaj – z beloną jest jak z truskawkami – sezon na nie trwa krótko, bo przypływają w rejon płytkich wód przybrzeżnych tylko na tarło.

1. Przypadkowo spotkany rybak pokazuje rybkę i opowiada o jej zielonych ościach i tarle, przy okazji nie darowując sobie żartu, do czego ryba może mi się przydać w nocy, nawiązując do jej kształtu.

2. Wikipedia pisze, że belona ma smaczne mięso.

3. Jest! Mają belonę na hali rybnej. Ale to pewnie dużo zabawy z oprawianiem itd… (i tak z dwa tygodnie myślałam)

4. Dzisiaj: Czy ta belona jest czyszczona? Jest – pan sprzedawca obciął rybie głowę, przejechał nożem po brzuchu, wypłukał flaczki, zapakował w woreczek – 3,50 się należy.

No to wzięłam i zrobiłam, wyjątkowo bez czosnku i bez świeżego rozmarynu ani pietruszki i wyszło super i pyszne.

Pieczona belona

  • świeża belona (po 1 rybce na osobę)
  • cebula (po 1 na rybkę)
  • cytryna (po 2 plasterki na rybkę)
  • czerwony pieprz (po łyżce nasion na rybkę)
  • masło (po kilka cienkich plasterków na rybkę)
  • majeranek suszony
  • sól, czarny mielony pieprz

Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni C. Umytą i oczyszczoną rybę układamy na przygotowanym do zawinięcia kawałku folii aluminiowej. Posypujemy solą i pieprzem. Piórka cebuli wciskamy w rozcięcie w brzuchu, a także okładamy boki. W rozcięcie wkładamy też cytrynę, czerwony pieprz i plasterki masła na całej długości. Posypujemy majerankiem. Zawijamy rybkę w folię i pieczemy około 40 minut.

Ta ryba smakuje inaczej, serio. Wojtek stwierdził, że trochę jak kurczak. Ja stwierdzam, że to najlepsza ryba jaką kiedykolwiek jadłam. Ponadto ma zielone ości, więc odpada strach przed uduszeniem się!

<p style=”text-align: justify;”><a href=”https://fastfeast.files.wordpress.com/2011/01/zaatar2.jpg”><img class=”alignnone size-full wp-image-486″ title=”zaatar2″ src=”https://fastfeast.files.wordpress.com/2011/01/zaatar2.jpg&#8221; alt=”” width=”575″ height=”383″ /></a></p>
<p style=”text-align: justify;”>Składniki „zacieru” można po prostu wymieszać (suszone zioła powinny być mocno rozdrobnione), albo jeśli chcemy uwolnić aromat sezamu i uzyskać bardzo drobną konsystencję – zmiksować w młynku do kawy. Bedzie to sypko-lepkie, ale można przechowywać bez obawy spleśnienia w szczelnie zamkniętym, suchym pojemniku… nie wiem jak długo ale spokojnie kilka miesięcy.</p>
<strong>Ziemniory na zacierze
</strong><strong> </strong>(dla 2 osób)<strong> </strong><strong> </strong>
<ul>
<li>0,75-1 kg ziemniaków (pokrojone w kostkę)</li>
<li>za’atar (3-4 łyżki)</li>
<li>papryka w płatkach aleppo pepper (ja mam paczuszkę pod nazwą pul biber) – do smaku (uwaga-bardzo ostre)</li>
<li>sok z 1 cytryny lub limonki</li>
<li>oliwa z oliwek (4 łyżki)</li>
</ul>